Są oferty dla bezrobotnych. "Urzędy pracy nie współpracują".

Są w Łodzi firmy, które cały czas szukają pracowników. Z drugiej strony jest rzesza osób bez pracy niepotrafiących odnaleźć się na rynku. Skąd to niedopasowanie? – Ze strony urzędu pracy nie widzimy wystarczającej woli współpracy – mówi Agnieszka Jackowska-Durkacz, dyrektor firmy Infosys, która potrzebuje 300 nowych ludzi.
Michał Frąk: Infosys potrzebuje nowych ludzi do pracy. Takich firm jak wy jest w Łodzi więcej, a bezrobocie w mieście nie maleje. Dlaczego?
Agnieszka Jackowska-Durkacz, dyrektor zarządzający Infosys BPO Poland: Rzeczywiście, szukamy ludzi. Do końca marca 2014 r. chcemy powiększyć zespół o 300 osób. Poza tym w tak dużej firmie zawsze trzeba być przygotowanym rotację. Nawet gdybyśmy nie zwiększali zatrudnienia, to firma i tak musi przyjąć kilkanaście osób miesięcznie. A znaleźć dobrego pracownika nie jest łatwo.
Może za mało płacicie?
– Myślę, że nie chodzi o pieniądze. Rotacja w Infosys pozostaje na niskim poziomie, a to znaczy, że pracuje się tu dobrze.
Więc o co chodzi?
– Myślę, że można by wykorzystać łódzki rynek pracy w sposób bardziej kompleksowy. Z uczelniami współpracuje się nam bardzo dobrze. Natomiast ze strony urzędu pracy nie widzimy wystarczającej woli współpracy. Mimo że próbowaliśmy taką rozpocząć już na początku naszej działalności. Niestety, nic z tego nie wyszło.
Czego by pani oczekiwała od urzędników?
– Wśród bezrobotnych są osoby, które bardzo potrzebują zatrudnienia. Trzeba im tylko trochę pomóc. Ale są i takie, którym nie chce się pracować. Nie jest naszą rolą oddzielanie jednych od drugich. Nie zamykamy się na nikogo i nikogo nie dyskryminujemy. Wręcz przeciwnie, tzw. osoby 40+ są szczególnie mile widziane na rozmowach kwalifikacyjnych. Nasze dane pokazują, że rotacja wśród pracowników tej grupy jest dużo mniejsza niż wśród młodych.
Jaki jest problem, żeby przyjąć ich do pracy?
– Gdyby urząd pracy wyselekcjonował grupę osób rokujących do zatrudnienia, to przy niewielkiej pomocy udałoby się stworzyć dla nich ofertę. Firmy takie jak nasza bardzo stawiają na społeczną odpowiedzialność biznesu i chętnie wchodzą w podobne projekty. Ale nie może być tak, że to tylko nam na tym zależy. Warto byłoby zbadać rzeczywiste potrzeby rynku pracy, wiedzieć, kogo chcą zatrudniać firmy, i na tej podstawie przygotować wspólny program aktywizacji bezrobotnych.
A wy kogo potrzebujecie?
– Kluczowa jest znajomość języków obcych. Obecnie obsługujemy naszych klientów w 24 językach, więc jeśli ktoś zna jakiś język, to ma duże szanse.
Może bezrobotni nie znają języków obcych?
– Nie wierzę, że wśród 40 tys. ludzi nie znajdą się tacy, którzy znają. Ale prawdopodobnie trzeba im trochę pomóc.
Mają się uczyć języków, żeby potem znaleźć pracę?
– Oczywiście, nauka języka to nie kurs księgowości. Trzeba poświęcić na to dużo czasu. Z drugiej strony branża BPO w Łodzi rozwija się bardzo prężnie. Moim zdaniem ludzie ze znajomością języków jeszcze długo pozostaną atrakcyjnymi kandydatami do pracy.
Załóżmy, że mamy bezrobotnego, który zaciska zęby i przez rok uczy się jakiegoś języka. Będzie mu się opłacało?
– Nie chcę nikogo namawiać, ale sądzę, że warto. Wśród łódzkich firm branży BPO krąży pewna anegdota. Jeden z pracodawców szukał człowieka władającego fińskim. To rzadki język i wiadomo było, że znalezienie takiej osoby nie będzie łatwe. Firma wymagała jedynie posługiwania się tym językiem. Nie było konieczne posiadanie żadnej innej umiejętności. Wszystkiego gotowi byli go nauczyć. Pojawił się kandydat, który znał język, ale nie miał doświadczenia i postawił bardzo wygórowane warunki finansowe. Między kilkoma firmami BPO doszło do swego rodzaju licytacji. Ostatecznie stanęło na 7 tys. zł brutto. Dzień przed podpisaniem umowy osoba ta zrezygnowała, informując, że kolejna firma zaoferowała jej jeszcze więcej.
Mówi pani, że szukającym pracy trzeba trochę pomóc. Co to znaczy?
– Ludzie boją się rozmów kwalifikacyjnych. Z niezrozumiałych dla mnie powodów nie aplikują na stanowiska, co do których spełniliby postawione przed nimi wymagania. Czasem ktoś ze znajomych przynosi do mnie CV młodego człowieka z prośbą, aby przyjąć go do pracy. Ludzie nie rozumieją, że to tak nie działa. Jak ktoś jest dobry, to i tak się dostanie, bez względu na to, kto przyniesie jego CV. Potem przekazuję taki życiorys do działu HR i okazuje się, że gdyby kandydat aplikował sam i tak miałby ogromne szanse przejść pozytywnie proces rekrutacyjny.
Jeszcze niedawno wielu osobom wydawało się, że w Infosys, wklepujecie faktury do komputera. Co ciekawego potraficie tu robić?
– Zmagamy się z tym stereotypem od lat, a jest tego sporo. Liczymy cały europejski VAT. Konsolidujemy też sprawozdania finansowe, kalkulujemy koszty, dla naszych klientów robimy zakupy w całej Europie, zarządzamy głównymi bazami danych oraz obsługujemy wiele innych ciekawych procesów biznesowych.
Źródło: Gazeta Wyborcza Łódź