Rekrutacja do Filmówki. Tysiące nadziei na indeksy.

Najpopularniejsza polska szkoła wyższa znajduje się w Łodzi. W Filmówce stawiło się w ostatnim tygodniu blisko tysiąc kandydatów na aktorów. Indeksy dostanie 20. Nie mniej oblegane były inne kierunki. Egzaminowały gwiazdy, nie zabrakło dzieci znanych rodziców. – Przyciąga legenda tej szkoły. W Łodzi po prostu bardziej się chce – mówi Krzysiek Gostkiewicz, kandydat na aktora.
Filmówka, środowe popołudnie. To czwarty dzień pierwszego z trzech etapów przesłuchań kandydatów na studia aktorskie. Na trawniku przed uczelnią rozłożyły się grupki kandydatów oczekujących na wyniki. Na korytarzach robi się coraz bardziej nerwowo. Jedni siedzą ze wzrokiem skierowanym w ścianę. Inni rozmawiają, śmieją się. Ktoś tańczy i śpiewa. Ci, którym się nie udało, pakują walizki, by spróbować dostać się gdzie indziej. Krążą między szkołami w Katowicach, Łodzi, Warszawie i Krakowie. Dla większości marzeniem jest indeks łódzkiej uczelni. W tłumie kandydatów nie zabrakło także dzieci ludzi filmu. Na studia operatorskie dostali się synowie aktora Krzysztofa Globisza i reżysera Filipa Zylbera.
Przez cztery dni prawie tysiąc kandydatów na aktorów egzaminowały cztery komisje złożone ze znanych postaci i profesorów. W ich składzie znaleźli się m.in. Bronisław Wrocławski, Mariusz Jakus, Ireneusz Czop i Zofia Uzelac. Kandydaci mieli kilka minut, by zaprezentować piosenkę lub recytowane fragmenty prozy i poezji. Aktorstwa będzie się uczyć tylko co 50. – Zdaję po raz trzeci. Zawsze odpadałem w pierwszym etapie, ale się nie poddaję – mówi Maciek z Sanoka. I śmieje się, że i tak nie jest najgorzej. – Mój kolega, który ma 28 lat, próbuje od czasu, kiedy skończył liceum. Po tylu próbach powinien chyba dostać zniżkę.
Wielu z tych, którzy się nie dostaną, wróci za rok. I części pewnie w końcu się uda. W historii Filmówki nie brak znanych aktorów, reżyserów i operatorów, którzy przez wiele lat dobijali się do drzwi uczelni. Za pierwszym razem nie dostał się Marcel Łoziński. Trzy razy próbował przekonać do siebie komisję Krzysztof Kieślowski, Janusz Gajos aż cztery. Aktorem dwukrotnie próbował zostać… reżyser Jacek Bławut. Skąd ten upór? – Tu cały czas się coś dzieje. Ludzie są bardziej otwarci, niż na egzaminach w innych miastach. Dużo zmienia atmosfera samej szkoły. Na Filmówce po prostu bardziej się chce – przekonuje Krzysiek Gostkiewicz z Warszawy. Komisję próbował przekonać „Odprawą posłów greckich” i fragmentami „Buszującego w zbożu” J.D. Sallingera. Jego występ się spodobał i Krzysiek dostał się do następnego etapu. – Najgorzej będzie odpaść pod sam koniec. Bo zawiedzione nadzieje, kiedy urosną, mocniej bolą.
Co to znaczy, przekonał się Mateusz, który chce zostać operatorem. Na każde z dziewięciu miejsc na tych studiach przypadało ok. 25 kandydatów. Przed rokiem Mateusz odpadł w ostatnim etapie, do którego kwalifikuje się tylko 18 osób. Tym razem było tak samo. – Teraz jadę na egzamin do Katowic. A jeśli się nie uda? Spróbuję jeszcze raz za rok w Łodzi – mówi Mateusz. Na animację w kolebce studia Se-Ma-For chętnych jest tylko trochę mniej. Dostanie się co ósmy kandydat.
Dotychczas ogłoszono nazwiska przyszłych operatorów i reżyserów. Aktorzy drugi etap eliminacji rozpoczynają w sobotę. Ich egzaminy zakończą się 3 lipca.
Źródło: Gazeta Wyborcza Łódź