Zabytek w komórce: Łódź można zwiedzać bez przewodnika

Studenci Politechniki Łódzkiej założyli firmę. Dostali unijną dotacją i dziś swym pomysłem podbijają Polskę. Takie to proste? – Oj, nie – przyznają. Ale szybko dodają: – Niczego nie żałujemy.
Łódź jest pierwszym miastem w Europie, które można zwiedzać bez przewodnika. Wystarczy telefon komórkowy. Gdy przyłożymy go w odpowiednie miejsce, usłyszymy głos lektora opowiadającego o łódzkich zabytkach. Tabliczki ze specjalnym fotokodem, który jest odczytywany przez kamerę zainstalowaną w telefonie i automatycznie przetwarzany, są już na 50 kamienicach, willach, pałacach i muzeach.
Pomysłodawcami projektu są absolwenci Politechniki Łódzkiej, którzy założyli firmę MobileMS. – Fotokody wykorzystywane są w Japonii, ale w Europie to ciągle nowość. W dodatku nasze rozwiązanie jest nowatorskie, bo informacje o zabytkach będą dostępne także dla turystów zagranicznych – mówi Michał Stefański, współautor pomysłu.
Firma dostała unijne dofinansowanie. Jej wniosek okazał się najlepszy w województwie łódzkim w 2008 roku.
Dziś MobileMS kończy dwuletni projekt. Co podpowie tym, którzy dopiero zaczynają przygodę z unijnymi dotacjami?
Pomysł narodził się w Barcelonie
Zaczęło się tak: Piotr Palma, jeden z założycieli MobileMS, siedział w kafejce w Barcelonie. Do Hiszpanii wyjechał na rok. Na staż? – Nie, po prostu pomieszkać – mówi. Ponieważ planował powrót do Łodzi, pilnie zwiedzał hiszpańskie zabytki. I tu zauważył lukę – brak dobrego opisu w różnych językach. Chodzenie z papierowym przewodnikiem to jedno, ale łatwo dostępna ciekawa historia zabytku, na który natkniemy się po drodze… – To byłoby coś – wpada na pomysł chłopak.
Niedługo potem Piotr i Michał, wtedy studenci Politechniki Łódzkiej, wyjeżdżają na staż do Anglii. W Coventry poznają działający przy uczelni inkubator przedsiębiorczości. – A może by w nim otworzyć własną firmę? – zastanawia się Michał. O mały włos nie zostaje w Anglii, ale przypadek sprawia, że wraca do Łodzi. – Tamtejszy inkubator odwiedzili szefowie powstającego wtedy Technoparku w Łodzi. Pomyślałem, ze skoro taka instytucja tworzy się w moim mieście, wrócę w rodzinne strony – wspomina chłopak.
Michał zakłada firmę i lokuje ją w Technoparku. Wynajmuje 50-metrowe pomieszczenie, płaci za nie 1,5 tys. miesięcznie. Za darmo może skorzystać z porady prawnej i księgowej. – Ale jeszcze większą wartością jest to, że w Technoparku jest wiele nowoczesnych firm. Zawsze mamy pootwierane pokoje, wymieniamy się pomysłami, wzajemnie się inspirujemy – opowiadają Michał i współpracujący z nim od początku Piotr.
Własna firma nie od razu zarabia?
Pół roku pracują nad fotokodami. Gdy produkt jest gotowy, chcą go sprzedać miastu. Idą do wydziału promocji. – Trafiliśmy na moment, gdy media rozpisywały się o tym, że w Łodzi nie działa informacja turystyczna – wspominają.
Zaczęło się od studenta z Węgier, który w weekend chciał zwiedzić nasze miasto. Nie mógł, bo nie znalazł nawet otwartego punktu, w którym dostałby mapę. Nagrany przez siebie filmik zamieścił na YouTube. W krótkim czasie obejrzało go milion osób.
Założyciele MobileMS pokazali swój pomysł miastu. Projekt prezentowany był kolejnym urzędnikom. Po pół roku na komisji promocji zapadła decyzja. – Korzystna dla nas – mówi Michał.
Już wcześniej jednak zaczęli się starać o fundusze unijne. Wystartowali w konkursie programu Innowacyjna Gospodarka (działanie 8.1). Ich pomysł został uznany przez Polską Agencję Rozwoju Przedsiębiorczości za najlepszy w województwie łódzkim. Dzięki temu mogli liczyć na dofinansowanie nawet do 85 proc.
Cały projekt został oszacowany na ponad 600 tys. zł. Miasto wyłożyło 213 tys. zł (potem zresztą na tę kwotę też dostało unijną pomoc, a w jej zdobyciu pomogło MobileMS). Różnicę finansuje Unia Europejska. Na co daje pieniądze? Na zakupu sprzętu i oprogramowania, na wynagrodzenia, ale też na promocję projektu.
Przygoda z funduszami
O tym, że z Unii można dostać duże pieniądze, słyszeli od wielu osób. Ale trzy lata temu mało kto wiedział, jak się za pozyskiwanie dotacji zabrać. – Dowiedziałem się, że na Uniwersytecie Łódzkiem będzie szkolenie dla firm, które chcą zdobywać dofinansowania projektów – opowiada Michał. Po warsztatach wiedział już dużo więcej. Przede wszystkim, od czego zacząć.
Prowadzący szkolnie opowiadali o Regionalnym Programie Operacyjnym oraz roli Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości. Podali adresy stron internetowych, które są obszernym źródłem wiedzy. To w sieci Michał przeczytał, z jakiego działania mogą dostać pomoc na swój pomysł. W internecie są też są wzory dokumentów i formularze, przykłady dobrze napisanych wniosków.
– Myśleliśmy, że może pomóc nam profesjonalna firma – wspominają szefowie MobileMS. – Ale z drugiej strony, kto lepiej napisze wniosek o dotację na pomysł, który jest w naszych głowach?
Mimo spotkań z kilkoma profesjonalnymi firmami doradczymi dokumenty przygotowywali więc sami. – Okazało się, że naglą nas terminy. Konkurs o dotację rozpoczynał się za dwa tygodnie. A wtedy jeszcze (dziś na szczęście jest inaczej) liczyła się kolejność zgłoszeń – wspomina Michał.
Byli zdeterminowani. Dwa tygodnie pracowali na zmianę przez całą dobę. – Raz przez 23 godziny nie odchodziłem od komputera – mówi Michał. Wysiłek został nagrodzony. Młodzi założyciele firmy dostali dofinansowanie, a ich wniosek okazał się najlepszy w województwie łódzkim.
Problemy, czyli na co uważać?
Właśnie zakończyli dwuletni projekt. – Mieliśmy finalną kontrolę. Wszystko poszło dobrze – opowiadają.
Fizycznie pieniędzy jeszcze nie dostali, ale mają nadzieję, że wpłyną na ich konto niebawem. – To największy problem unijnych dotacji – mówią. – Warto się o nie starać, ale nie można być pewnym daty, kiedy fundusze wpłyną na konto. Trzeba się liczyć z wielomiesięcznym finansowaniem biznesu z własnej kieszeni i dopiero potem mieć nadzieję na zwrot kosztów.
Oprócz tego mają dla młodych przedsiębiorców kilka innych rad:
* Pierwsze trudne zadanie to konieczność rozplanowania całego projektu na dwa lata do przodu. Trzeba przewidzieć zakupy, ich datę i cenę. – To trudne. Dlatego radzimy tak opisać we wniosku zakupy, by nie definiowały jednoznacznie potrzeb. Gdy potrzebny będzie komputer, wpiszmy: „sprzęt komputerowy”. Nie deklarujmy, że zakupimy konkretny model notebooka. Bo potem zmiany są bardzo trudne – opowiadają.
* Nie popisujmy się! Podczas projektu na bieżąco badane są wskaźniki, które mówią, jak nasz produkt się sprzedaje, jakim zainteresowaniem cieszy się nasza usługa, czyli jak udaje nam się realizować założenia. Przykład: otwieramy portal społecznościowy. Wydaje nam się, że w każdym miesiącu odwiedzać go będzie dziesięć tysięcy osób. – We wniosku wpiszmy dwa tysiące – radzi Michał. Bo gdy wpiszemy wyśrubowane normy, a potem nawet minimalnie ich nie wykonamy, nie dostaniemy dotacji.
* Nie przesadzajmy z zatrudnieniem! – Musieliśmy przewidzieć, jaką liczbę osób zatrudnimy do pracy przy projekcie – wspominają założyciele. – We wniosku można uwzględnić ich pensje i dostać na nie dofinansowanie. Ale uwaga! Nie oznacza to, że opłaca się wpisać dużo osób. Pamiętajmy, że efekty projektów unijnych trzeba utrzymać trzy lata po ich zakończeniu. Oznacza to, że nawet gdy dostaniemy dofinansowanie do pensji pracowników na dwa lata (objęte projektem), to przez kolejne trzy ich zatrudnienie będziemy finansować sami.
* I najważniejsze: – Podstawowa zasada to dokładnie przeczytać umowę dotacyjną – mówią pracownicy MobileMS. Ich firma wystawiła podczas dwuletniego projektu ponad 180 faktur. Do każdej trzeba było przeprowadzić zapytanie ofertowe. Każdy zakup wymagał też opisu, jak przyczynił się do rozwoju projektu.
– To nie kłopot i można się tego nauczyć. Ale ważne jest, by wgryźć się w procedury. Gdy nie zrobi się tego od razu, można coś przegapić i potem nie da się już niczego zrobić wstecz – opowiadają. – I jest problem.
Będzie lepiej?
MobileMS ma się dobrze. Fotokody montuje na zabytkach w Łodzi, ale prowadzi też rozmowy z innymi miastami. Wiele miejscowości, np. na Śląsku, jest zainteresowanych takich opisaniem swoich zabytków. – Wiemy już jednak, że aby sprzedać usługę, trzeba się napracować, a potem być bardzo cierpliwym – mówią szefowie MobileMS. – Podejmowanie decyzji w samorządach to długi i złożony proces. Jesteśmy jednak optymistami. I nigdy nie żałowaliśmy decyzji, że przeszliśmy na swoje.
Źródło: Gazeta Wyborcza Łódź