UŁ komentuje: Zapomniane słowa

Buńczuczny, fidrygałki, absztyfikant, bandałyga, lebiega, rozbisurmanić – kiedyś słowa popularne, dziś zapomniane lub szturmem powracające (np. na koszulkach). Dlaczego słowa wychodzą z użycia, czy jest w ogle oficjalna procedura z tym związana i dlaczego słowa wracają? O tym pisze i opowiada prof. Rafał Zarębski z Wydziału Filologicznego UŁ. Komentarz to początek naszego cyklu poświęconego zapomnianym słowom w języku polskim.

W 1929 r. w serii Biblioteczka Towarzystwa Miłośników Języka Polskiego ukazała się pierwsza część opracowania profesora Stanisława Szobera pt. Życie wyrazów. Powstawanie wyrazów (nowotwory swojskie i zapożyczenia). Część drugą, zatytułowaną Zamieranie i przemiany wyrazów opublikowano rok później. W opracowaniu autor zajął się na szerszą skalę zjawiskiem metaforycznie określanym jako życie wyrazów, choć sam fenomen ma charakter ponadczasowy i uniwersalny.

Pojawianie się, zanikanie, a także powroty i różnego rodzaju zmiany znaczeniowe pewnych słów, ich cząstek czy związków wyrazowych zdarzały się i się zdarzają na różnych etapach dziejów każdego języka. Pojawianie się nowych słów wynika z rozmaitych potrzeb nominacyjnych, z których najczęstszą jest ukazanie się, powstanie nowego desygnatu, pojęcia, zjawiska.

Użytkownicy języka radzą sobie w takich wypadkach zasadniczo na dwa sposoby. Albo wymyślają nowe słowa (tzw. neologizmy), czasem też istniejącym już wyrazom nadają nowy sens, albo ratują się zapożyczeniami z innych języków. Nasi przodkowie nie znali takich obiektów, jak samochód, radio, telefon, komórka (w znaczeniu ‘telefon przenośny’), komputer, laptop, wobec czego nie mieli nazw dla tych przedmiotów. Ich pojawienie się wymogło powołanie do istnienia bądź to neologizmów słowotwórczych (samochód), bądź znaczeniowych (komórka), czy wreszcie przyswojenie obcych pożyczek.

Na marginesie trzeba dodać, że, o ile dziś mówi się o zalewie polszczyzny zapożyczeniami angielskimi, o tyle takie fale zdarzały się niegdyś, na różnych etapach historii języka polskiego. W średniowieczu były to zapożyczenia niemieckie, od XVI w. na dużą skalę łacińskie, potem włoskie, francuskie, rosyjskie. Z tej całej masy utrzymały się nieliczne, zatem można sądzić, że podobny los spotka na przykład wiele słów znamiennych dla tzw. korpomowy, np. fokusować się, kejs (ang. case). Kto dziś pamięta o obecnych niegdyś w języku polskim, a dziś już zapomnianych, wyrazach pochodzenia francuskiego, np. antreprener ‘przedsiębiorca’, parol ‘słowo zobowiązania’, parapluj ‘parasol’, czy nawet znanym starszym użytkownikom emablować ‘o mężczyznach: otaczać szczególnymi względami kobietę’.

Zdarza się i tak, że jakiś wyraz czy inny element języka, który został zapożyczony w przeszłości, zostaje wyparty a w jego miejscu pojawia się inny, także o obcej proweniencji. Takie zmiany na dużą skalę dotykają na przykład znaczeniową kategorię intensyfikacji treści. Nasi przodkowie przejęli z greki za pośrednictwem łaciny przedrostek arcy-, który oznaczał m.in. ‘coś co jest najlepsze w swojej klasie’. Stąd w polszczyźnie XVI czy XVII wieku takie wyrazy, jak arcyapostoł, arcycelnik, a nawet arcyczarownica, arcyzłodziej, czy arcybękart. Potem w podobnej funkcji pojawiły się inne przedrostki, znaczeniowo bliskie, np. ultra- (ultrakatolik, ultranarodowiec, ultranowoczesny), hiper- (hiperwyzysk, hiperkrytycyzm) czy super- (supergwiazdor).

Dziś widzimy (zwłaszcza w języku młodszego pokolenia), jak tę przestrzeń zagarnia cząstka mega-. Stąd już nie superprodukcja, ale megaprodukcja i megafajny, a nawet po prostu mega. Tego typu zmiany dotyczą również pojedynczych wyrazów, o czym może świadczyć powolne schodzenie na drugi plan francuskiego z pochodzenia rzeczownika makijaż, w którego miejsce coraz częściej pojawia się angielski make-up.

Widać więc, że w życiu wyrazów może dojść do różnych, często nieprzewidywalnych zdarzeń. Ze zmianą stosunków społecznych wiąże się na przykład odejście w zapomnienie dużego zbioru nazw staropolskich danin, np. bobrownicze ‘danina prawa polskiego’, brzeżne ‘rodzaj opłaty’, butowe ‘opława od piwa i miodu’, chąsiebne// chąziebne ‘grzywna za kradzież’, dachowczanne ‘opłata od wybierania gliny na wyrób dachówek’ czy nazw urzędników, np. bobrowy ‘urzędnik sprawujący nadzór nad hodowlą bobrów’, cześnik ‘urzędnik, dostojnik; tytularny urzędnik ziemski, dawniej na dworze książęcym podający księciu kielichy’, koniuszy ‘urzędnik nadworny zarządzający stajnią królewską i stadninami króla’, łowczy ‘tytularny urzędnik ziemski, czuwający nad przebiegiem polowań w danej ziemi’, podkomorze (to nie literówka, w takiej formie używano tego słowa – przyp.red.) ‘urzędnik sądzący spory graniczne między szlachtą’, podczasze ‘urzędnik tytularny, sprawujący nadzór nad piwnicą i trunkami pana’, podsędek ‘urzędnik sądowy ziemstwa, zastępca sędziego ziemskiego’ czy nazw z zakresu pokrewieństwa i powinowactwa rodzinnego, np. zełwa, zełwica ‘siostra męża’, jątrew ‘żona brata męża’, dziewierz ‘brat męża’.

By wspomnieć tylko, że mało kto już dziś wie, jaka jest różnica między teściem a świekrem czy wujem a stryjem…

Źródło: Centrum Promocji Uniwersytetu Łódzkiego