Rekrutacja na wydział aktorski Łódzkiej Szkoły Filmowej. Co ich tak ciągnie do aktorstwa?

576fd3840ec73_o,size,1068x623,q,71,h,12b95d
Co roku pojawia się tu kilkaset młodych ludzi. Przyjeżdżają do Łodzi z całej Polski, by spełnić marzenia na studiach aktorskich. O 22 miejsca walczy blisko 700 kandydatów. Każdy wierzy, że dopisze mu szczęście.

Przed budynkiem wydziału aktorskiego stoi niewysoki, szczupły chłopak. Nerwowo ściska butelkę po wodzie mineralnej. Do Łodzi przyjechał z małego miasteczka na Dolnym Śląsku.

Znowu mi nie poszło – mówi zrezygnowany. Daniel do łódzkiej filmówki zdaje pierwszy raz, ale w ubiegłym roku odpadł już po pierwszym etapie w warszawskiej szkole teatralnej. – Też przez stres. Nie mogę sobie z nim poradzić. Wszystko jest w porządku, wydaje mi się, że przestawię góry, a jak staję przed komisją to wychodzi ze mnie powietrze… Nie wiem jak będzie dalej. Stres wszystko niszczy. Ale to aktorstwo cały czas siedzi mi w głowie. Przygotowywałem się cały rok i pewnie wszystko na nic. Nawet nie poszedłem na inne studia, bo myślałem tylko o egzaminie do szkoły aktorskiej. Cóż, w tym roku chce iść na polonistykę. Co z aktorstwem? Nie wiem… Choć w Łodzi mi nie poszło, to tu było na egzaminie przyjemniej niż w tamtym roku w Warszawie.

Prof. Mirosław Henke, wykładowca Szkoły Filmowej i aktor łódzkiego Teatru Powszechnego nie zliczy, który raz już jest w komisji egzaminacyjnej. Czasami sam zastanawia się nad tym, co tych młodych ludzi ciągnie do aktorstwa.- Myślę, że nieświadomość i niewiedza – mówi w końcu. –Ta nieświadomość i niewiedza są podtrzymywane na zewnątrz. W telewizji wszystko widać pięknie. Tak podtrzymywane jest wyobrażenie o zawodzie aktora.

Sam do szkoły dostał się dopiero za czwartym razem. Pierwszy raz zdawał do Łodzi, w 1968 roku, potem do Krakowa, Warszawy. I w końcu w 1971 roku dostał wymarzony indeks, właśnie w Łodzi.

– Były to takie czasy, że w jednym roku można było zdawać tylko do jednej szkoły – wspomina prof. Henke. – Gdyby dowiedziano się, że kandydat próbował zdawać w dwóch miejscach, to mógł zapomnieć o indeksie…

Przed jedną z sal do wejścia przygotowuje się tegoroczna maturzystka, Martyna Paduchowska. Na duchu wspiera ją Zuzanna Puławska z Warszawy, która jest już po pierwszym roku aktorstwa łódzkiej Szkoły Filmowej.

– Zuzia bardzo mi pomaga, choć dopiero tu się poznałyśmy – zapewnia Martyna. – Dzięki niej niemal zupełnie zapomniałam o stresie. Marzę nie tylko o aktorstwie, ale też o tym, by studiować w tej szkole.

Zuzanna cieszy się, że mogła pomóc młodszej koleżance. W ubiegłym roku była w takie samej sytuacji jak ona.

– Choć jeszcze dziś emocje mi się udzielają – mówi Zuzia. – W mojej komisji był prof. Seweryński. Martyna też będzie zdawać u niego.

Zuzanna nie żałuje, że wybrała studia w Łodzi, na wydziale aktorskim. Po tym pierwszym roku jest bardzo zadowolona.

– Pracy jest bardzo dużo – opowiada Zuzia. – Zajęcia mamy od poniedziałku do soboty, od rana do wieczora. Często kończymy je po godzinie 23. Nie ma czasu na prywatne życie. Mnie się jednak bardzo podoba. Jestem zadowolona, że wybrałam właśnie Łódź.

Źródło: Dziennik Łódzki