Rekrutacja do HP. Premia dla znających języki obce.

Hewlett-Packard prowadzi w Łodzi rekrutację już pół roku. Jak na rozmowach o pracę wypadają łodzianie, opowiada Renata Sima, dyrektor generalna usług outsourcingowych w Globalnym Centrum Biznesowym Hewlett-Packard.
Michał Frąk: Jak idzie rekrutacja w łódzkim oddziale Globalnego Centrum Biznesowego Hewlett-Packard?
Renata Sima: Rekrutacja do naszego centrum przebiega bardzo sprawnie. Przyjęliśmy już kilkadziesiąt osób i muszę przyznać, że zgłasza się dużo interesujących kandydatów, co ułatwia nam wybór najlepszych. Większość z nich to ludzie młodzi, ale zdarzają się też kandydaci z dużym doświadczeniem zawodowym. Nie jest ono jednak wymogiem, jaki stawiamy. Przede wszystkim liczą się kwalifikacje, jakimi mogą się pochwalić kandydaci. Widać, że młodzi ludzie rozumieją znaczenie języków obcych dla ich przyszłej kariery i znają je coraz lepiej. Można powiedzieć, że z angielskim nie ma już problemów wśród aplikujących. Ich mocną stroną jest też kreatywność, umiejętność pracy w zespole i elastyczne podejście do realizowanych projektów.
Idealni pracownicy. Może jednak mają jakieś wady?
– Tym, co na pewno wymaga dopracowania, są umiejętności analityczne. Dla przykładu, wydawałoby się, tak prosta sprawa jak korzystanie z arkusza kalkulacyjnego, przysparza sporo kłopotów. Przydałoby się więcej praktyki w tej dziedzinie.
Pewnie nie wspominają o tym w CV?
– Oczywiście, że każdy chce pokazać się z jak najlepszej strony. Ważne, żeby w tym nie przesadzić. Trzeba po prostu być sobą i pod żadnym pozorem nie kłamać. Prawda i tak wyjdzie na jaw. Umiejętność przyznania się do swoich słabszych stron jest w procesie rekrutacji zapisywana kandydatowi na plus. Poza tym 70 proc. szkolenia adaptacyjnego odbywa się na konkretnych projektach.
Dużo teraz mówi się o tzw. pokoleniu Y, czyli o ludziach bardzo młodych, dopiero wchodzących na rynek pracy. Jak Hewlett-Packard ich motywuje?
– Rzeczywiście, pokolenie Y to ludzie motywowani innymi czynnikami niż te, do których zdążyliśmy się przyzwyczaić. Mówiąc wprost, pieniądze nie są dla nich najważniejsze. Staramy się odpowiadać na ich potrzeby i oczekiwania. Próbujemy zaspokajać ciekawość świata, odpowiadamy na gotowość i chęć do mobilności. Dajemy możliwość pracy przy ciekawych projektach, wpływania na ich kształt, a nawet – jeśli komuś bardzo zależy – zatrudnienia w naszym oddziale zlokalizowanym w innym kraju. Pomagamy mu wtedy w przenosinach.
Ale czy oni są wystarczająco dobrzy, by pracować na przykład w Stanach?
– Naturalnie. Wymagania, jakie stawiamy przed pracownikami, są w każdym kraju takie same. To znaczy, że jeśli ktoś radzi sobie u nas, w Polsce, to będzie równie wartościowym pracownikiem w każdym innym kraju świata. Jeśli przyjdzie do mnie pracownik i powie: „marzę o pracy w Hiszpanii”, to nie będę miała wątpliwości, że da sobie tam radę. Standardy wszędzie są takie same.
Żeby pracować w waszej firmie, trzeba znać języki. Jakie?
– Na razie obok obowiązkowego języka angielskiego oczekujemy znajomości niemieckiego lub włoskiego. To wynika z projektów, jakie obecnie prowadzimy. Nie ukrywam, że liczymy na zwiększenie ich liczby, a wtedy będziemy potrzebowali pracowników z kolejnymi językami.
Infosys płaci pracownikowi kilkaset złotych dodatkowo za każdy język, jaki ten zna. HP robi tak samo?
– Dodatki językowe w naszej branży nie są niczym wyjątkowym. Warto premiować osoby o wysokich kompetencjach. My też tak robimy. Co do zasady, dodatek taki zmienia się w zależności od tego, jak dobrze pracownik zna poszukiwany język. Im ważniejszy dla pracodawcy jest dany język, tym większy przysługuje dodatek.
Źródło: Gazeta Wyborcza Łódź