Młodzi idą na swoje i zakładają własne firmy

Bo własna firma to wolność i niezależność, choć i wielka odpowiedzialność. Jeśli coś zawalisz, pretensje możesz mieć tylko do siebie – mówią młodzi przedsiębiorcy.
Ania Miśkiewicz nie wyobrażała sobie pracy na etacie: – Mój tato prowadzi firmę, nie znam innego modelu – mówi.
Łukasz Prędki na pomysł własnego biznesu wpadł jeszcze na studiach. W lipcu się obronił, miesiąc później zarejestrował firmę.
„Nie jesteśmy rekinami biznesu. Jesteśmy zaprzyjaźnioną grupą młodych kobiet” – napisało o sobie pięć łodzianek, które założyły spółdzielnię socjalną.
Drift w pofabrycznej hali
Dwa lata temu Łukasz Prędki był jeszcze studentem na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Łódzkiego. – Siedziałem na wykładzie za kolegą, który oglądał coś na Allegro. Nagle wyskoczyła reklama modeli zdalnie sterowanych – wspomina. – Przez dwa lata zdobywałem wiedzę na temat działania modeli, ich zasilania i serwisowania. Postawiłem sobie cel, że zaraz po studiach otworzę pierwszą w Polsce wypożyczalnię takiego sprzętu z odpowiednio przygotowanym torem.
W lipcu Prędki obronił pracę magisterską, miesiąc później założył działalność gospodarczą. – Nie było z tym najmniejszego problemu – mówi. – Firmę zarejestrowałem w jeden dzień przez internet.
Od początku Łukasza wspiera kilku kolegów, tak jak on zainteresowanych modelami RC. Od połowy sierpnia remontowali razem czterystumetrową halę w dawnej fabryce u zbiegu ul. Uniwersyteckiej i Wierzbowej. Kupili kilka modeli: czołgów, do jazdy w drifcie i trialu, monster trucka. Kosztowały od 400 do półtora tysiąca złotych. Potem urządzili dla nich tory, ustawiając przeszkody w postaci kamieni, opon czy konarów drzew. W Sterowni można wpaść w poślizg autem do driftu lub pokonywać przeszkody monster truckiem. Jest też profesjonalny tor wyścigowy, na którym można osiągać prędkość nawet 40 km/h, a od grudnia działa Akademia Modelarstwa.
– Chcemy, aby było to miejsce dla każdego: dla profesjonalistów, którzy startują w zawodach modeli RC, i dla amatorów, którzy szukają nietypowej rozrywki – mówi Prędki.
Największą trudnością było zdobycie kapitału. W swój biznes zainwestował oszczędności, pomogła też rodzina. Myślał o dotacji dla przedsiębiorców, ale ostatecznie nie spróbował się o nią starać. – W Polsce jest wiele źródeł finansowania nowo powstających firm, ale bardzo często trzeba spełniać wiele niewygodnych warunków – mówi przedsiębiorca. – W efekcie niełatwo jest szybko zdobyć pieniądze na start. Poza tym mój pomysł na biznes był dość oryginalny, a we wniosku o dotację trzeba go szczegółowo opisać. Obawiałem się, że ktoś mógłby go poznać, zanim sam go zrealizuję.
Spóła działa
Jest ich pięć. Stworzyły Spółdzielnię Socjalną Spóła Działa. Kaśka Reszka – magister stosunków międzynarodowych – odpowiada za studio fotograficzne. Gosia Szafnicka to majster-klepka – zajmuje się renowacją mebli, projektowaniem ubranek dziecięcych i zabawek. Agnieszka Sowała-Kozłowska jest plastykiem, skończyła pedagogikę społeczną, teraz studiuje animację w Akademii Sztuk Pięknych, a w spółdzielni odpowiada za grafikę i ilustracje. Beata Łagida – absolwentka marketingu i zarządzania – zajmuje się organizacją imprez, wynajmowaniem sali i „ogarnia wszystkie dokumenty”. Ola Twardowska ukończyła ASP, jej działka w spółdzielni to warsztaty artystyczne i malarstwo ścienne.
Nasze historie są różne – mówi Agnieszka Sowała-Kozłowska, inicjatorka powstania spółdzielni. – Mamy doświadczenia wyniesione z bycia matkami, z dotychczasowej pracy zawodowej, z pracy w organizacjach pozarządowych, instytucjach kultury i przy akcjach społecznych. Niektóre z nas przez lata pracowały na umowach o dzieło, choć zakres obowiązków był taki jak na etacie. Przyszedł moment, że uznałyśmy, iż trzeba z tym coś zrobić. Niektóre członkinie Spóły już wcześniej próbowały pracy na własną rękę. Ale sprawa rozbijała się najczęściej o brak funduszy na rozruch. – Gdy pojawiły się projekty unijne promujące spółdzielczość, uznałyśmy, że czas zebrać grupę i spróbować – opowiada Agnieszka.
Zgłosiły się do stowarzyszenia Ja-Ty-My, które dzięki unijnym funduszom wspiera spółdzielnie socjalne. Można je tworzyć od 2006 r. To forma, która łączy cechy przedsiębiorstwa i organizacji pozarządowej. Ma ułatwiać powrót na rynek pracy osobom bezrobotnym i z różnych powodów zagrożonych wykluczeniem z rynku pracy.
Od zgłoszenia się do zarejestrowania spółdzielni minęło pół roku – mówi Agnieszka Sowała-Kozłowska. – Przez ten czas przeszłyśmy szkolenia z podstaw przedsiębiorczości, potem pod okiem doradcy przygotowałyśmy szczegółowy biznesplan. To był trudny moment, bo zgodnie z wymogami projektu wszystkie byłyśmy wtedy zarejestrowane jako bezrobotne i nie mogłyśmy pracować nawet na zlecenie.
W końcu zapadła decyzja, że dostaną unijną dotację na rozruch – po 20 tys. zł na każdego członka spółdzielni. Przez pół roku każdy ma też zagwarantowane 1300 zł wsparcia pomostowego, z możliwością przedłużenia na kolejne pół roku. Przez rok spółdzielnia socjalna może też liczyć na pomoc opiekuna spółdzielni, wsparcie psychologa i radcy prawnego.
We wrześniu Spóła Działa została zarejestrowana w Krajowym Rejestrze Sądowym. – Spełnienie wszystkich formalnych wymogów i odpowiednie przygotowanie dokumentów było bardzo trudne. Gdyby nie pomoc prawnika ze stowarzyszenia Ja-Ty-My, zajęłoby nam to znacznie więcej czasu – mówi Agnieszka.
Łodzianki wynajęły pomieszczenia na terenie fabryki Wi-Ma, same je wyremontowały i urządziły. A swoje 100 tys. zł na rozruch przeznaczyły na zakup sprzętu.
Profil działalności mają bardzo szeroki. – Robimy wiele rzeczy, ale nasza działalność jest spójna – przekonuje Agnieszka. I tłumaczy: – Wcielamy w życie nie tylko zasady spółdzielczości, także bardzo bliskie idee sprawiedliwego handlu i ekologii. Nasze produkty wykonujemy z naturalnych, bliskich naturze materiałów. Wykorzystujemy drewno, papier, naturalne tkaniny, zajmujemy się recyklingiem i odświeżaniem przedmiotów. Projektujemy rzeczy nietuzinkowe, unikatowe, w które wkładamy serce i swoją wrażliwość. Cenimy prostotę, oryginalność i jakość wykonania.
Mają już pierwsze zlecenia: zaprojektowały kalendarz i wystrój wnętrza klubokawiarni Granda, którą uruchomiła inna Spółdzielnia Socjalna ISSA, we wnętrzach Spóły kręcono wideoklip, odbyły się też sesje zdjęciowe.
Agnieszka Sowała-Kozłowska: – Nie jest łatwo prowadzić biznes w piątkę. To stres i spięcia. Każda z nas ma swoje pomysły, doświadczenia i potrzeby. Raz się pokłócimy, potem któraś ustąpi i tak udaje nam się wypracować wspólne decyzje. Funkcjonowanie w spółdzielni to wcielanie w życie utopii.
Naturalny wybór
Nie nazywam siebie artystką. Jestem ilustratorem. Ja rysuję, a co – to zależy od klienta. On decyduje o celu, technice, tematyce i stylistyce mojej pracy – mówi Ania Miśkiewicz, właścicielka Emaho Studio. Jej rysunki trafiają do książek, internetu i animacji, na ścianę czy na tapetę.
Ania przyznaje, że nigdy nie widziała siebie na etacie. – Własna firma to był dla mnie jedyny wzorzec i naturalny wybór. Mój tata od początku lat 90. prowadził własną działalność. Bardzo mi się podobało, że miał swobodę w działaniu i podejmowaniu decyzji.
Od początku wiedziała też, czym będzie się w firmie zajmować: – Nie umiem nic innego oprócz rysowania. Pierwsze zarobkowe zlecenie dostałam w 2002 roku, gdy byłam jeszcze w liceum. W czasie studiów także rysowałam na zlecenie. Założenie własnej firmy było naturalną koleją rzeczy.
Emaho Studio formalnie zostało zarejestrowane 1 stycznia 2010 roku. – Oddemonizowałam proces zakładania własnej działalności gospodarczej. Miałam wrażenie, że to nie do przejścia. Tymczasem formalności poszły gładko. Co prawda miałam już przetarte ścieżki, bo wcześniej firmę założyła moja siostra. Zawsze mogłam ją zapytać, gdy miałam wątpliwości.
Ania znalazła też rozwiązanie odwiecznego problemu młodych przedsiębiorców: skąd wziąć kapitał na rozruch. Zdobyła dofinansowanie z urzędu pracy. – Tu już nie poszło tak łatwo, natrafiłam na kilka absurdów – uśmiecha się. – Aby dostać dotację, musiałam mieć szkolenie z podstaw prowadzenia biznesu. Powinien je zorganizować urząd pracy, ale nie zrobił tego. Byłam zarejestrowana jako bezrobotna, przez co nie mogłam zarabiać zleceniami, musiałam czekać na kurs. Znalazłam inną opcję. Poszłam na szkolenie prywatnie. I musiałam zapłacić, żeby dostać wymagany przez urząd pracy papierek.
Dotację przeznaczyła na zakup komputera i oprogramowania. – Zależało mi na tym, aby pracować na legalnych programach i dobrym sprzęcie. Pewnie uzbierałabym na to, ale trwałoby to długo – mówi.
Żeby spełnić wymogi urzędu pracy, firma musiała działać przez rok. Emaho Studio funkcjonuje już trzy lata. – Chwila grozy nadchodzi, gdy po dwóch latach kończy się preferencyjna składka ZUS. Nauczyłam się tego, aby o finansach firmy myśleć z wyprzedzeniem i mieć odłożone pieniądze. Dlatego nie zaskakuje mnie na przykład konieczność zapłacenia podatku VAT za trzy miesiące.
Miśkiewicz przyznaje, że w jej przypadku decyzja o pójściu na swoje nie wiązała się z dużym ryzykiem: – Wiedziałam, że jeśli to nie wypali, to tragedii nie będzie. Więcej ryzykuje ten, kto na przykład zajmuje się handlem i zostaje z toną nietrafionego towaru, którego nikt nie chce. Zauważyłam jednak, że klienci zupełnie inaczej traktowali mnie, gdy przedstawiałam ofertę jako firma, niż gdy robiłam to wcześniej jako osoba prywatna.
Wiara w sukces i pozycjonowanie
Łukasz Prędki mówi, że już nawet kilka miesięcy bycia przedsiębiorcą może wiele nauczyć: – Wiary w siebie, odpowiedzialności, pokory, dyscypliny.
Dla Ani Miśkiewicz założenie własnej firmy było próbą: – Chciałam pokazać, że mi się uda. Albo przekonać się, że to nie dla mnie. Emaho Studio działa już trzy lata. Dało mi to poczucie własnej wartości. I daje wolność. Jeśli nie wezmę jakiegoś zlecenia i będę przez miesiąc jeść chleb z masłem – to jest to moja decyzja. Najtrudniejsze jest to, że muszę być specem od wszystkiego, znać się nie tylko na programach graficznych, ale także na marketingu, promocji i księgowości. To jest też wyzwanie, bo muszę na bieżąco uczyć się różnych rzeczy. Dziś na przykład po raz pierwszy wypisałam fakturę korygującą.
Co młodzi przedsiębiorcy radzą tym, którzy chcieliby iść w ich ślady? Agnieszka Sowała-Kozłowska: – Własna firma to wielka satysfakcja i pole do popisu. Ale także duża odpowiedzialność, stres i ciężka praca, szczególnie na początku. Dlatego każdy, kto myśli o własnej działalności, musi dobrze rozważyć, czy się do tego nadaje. Są osoby, które będą lepiej funkcjonowały, mając spokojną pracę na etacie.
Ania Miśkiewicz ma praktyczną radę: – Żeby firma nabrała rozpędu, trzeba czasu. Nie można mieć wszystkiego od razu, trzeba być cierpliwym. Warto jednak już wcześniej zainwestować w budowanie bazy kontaktów, zająć się promocją, pokazywać się. Podstawa to dobrze spozycjonowana strona internetowa.
Łukasz Prędki młodym osobom zakładającym własne firmy radzi głęboko wierzyć we własny pomysł i przyszły sukces: – Nie wolno się bać i trzeba wytrwale dążyć do realizacji wyznaczonych celów. Warto też mieć przy sobie zaufane osoby, które w gorszych chwilach podniosą na duchu i pomogą znaleźć rozwiązanie problemów.
Źródło: Gazeta Wyborcza Łódź
Wszystkich, którzy mają pomysł na własny biznes zapraszamy do udziału w konkursie Młodzi w Łodzi – Mam Pomysł na Biznes. W tym roku ruszamy 15 marca!