MakoLab sprawił, że maszyny się rozumieją

Łódzka firma informatyczna jest twórcą rozwiązania dla najpopularniejszego w Europie oprogramowanie do tworzenia sklepów internetowych. Dzięki niemu maszyny lepiej się rozumieją.
MakoLab jest na łódzkim rynku internetowym od początku jego istnienia. Firma powstała w 1989 roku. Najpierw zajmowała się rozwiązaniami dla poligrafii. Później, wraz z rozwojem internetu, zajęła się projektowaniem stron WWW. Teraz specjalizuje się w tak zwanych aplikacjach webowych. Na początku lat 90. były to zupełnie pionierskie rozwiązania. MakoLab zainteresował się nimi jako jedna z pierwszych firm w Polsce.
Kiedyś, aby móc coś zrobić na komputerze, trzeba było mieć do tego odpowiedni program. Jeszcze dziś instaluje się na komputerach sprzedawane w sklepach programy. Ale można też sprawić, żeby funkcje takiego programu spełniała przeglądarka internetowa. Wtedy instalowanie staje się zbędne. Dla firm, w których z systemu korzysta bardzo dużo pracowników, a do tego są oni w różnych częściach świata i robią to o różnych porach dnia, to bardzo wygodne rozwiązanie. Właśnie temu służą technologie webowe. Z czasem zyskały coraz więcej zwolenników, a ich zastosowanie wyszło daleko poza tworzenie stron WWW.
Jednym z pierwszych poważnych produktów MakoLabu był system do zarządzania sprzedażą Fractus. Służy on do obsługi związanych z nią procesów: zamówień, zakupów, rezerwacji, reklamacji, serwisu, magazynowania, a także do przeprowadzania analiz obrotów, zapasów, rozrachunków i rozliczeń oraz stanów magazynowych. Pierwszym użytkownikiem Fractusa (wtedy jeszcze pod nazwą MegaSale) była jedna z dużych grup oponiarskich. Jej firmy miały wiele oddziałów i chodziło o to, aby sprawnie zarządzać sprzedażą nawet przy słabym lub zrywającym się łączu internetowym. – Wtedy infrastruktura pozostawiała jeszcze wiele do życzenia. Trzeba było o tym myśleć, proponując klientom nasze produkty – mówi Wojciech Zieliński, prezes MakoLabu. Inżynierom udało się opracować rozwiązanie, które świetnie sprzedaje się do dziś.
Kolejnym hitem sprzedażowym MakoLabu była aplikacja do zarządzania nieruchomościami ColDis. Na początku korzystała z niego firma zarządzająca kilkunastoma centrami handlowymi, między innymi pierwszym łódzkim Carrefourem. Teraz to sztandarowa oferta skierowana do zarządców nieruchomości. Nadaje się nie tylko do obsługi istniejących już nieruchomości, ale też tych w fazie realizacji. System posiada funkcję wspierania planowania i kontroli inwestycji. Pozwala na rejestrowanie i podział kosztów funkcjonowania, fakturowanie, analizę należności, sprzężenie z programem finansowo-księgowym oraz na sporządzanie licznych raportów i zestawień. Najnowszy klient to inwestor i deweloper z grupy Inter IKEA.
Technologia nieustannie idzie do przodu, pojawiają się nowe zastosowania dla internetu, zmieniają się rynek i potrzeby klientów. Zmienia się też sam MakoLab.
Ewolucja przeobraziła zwykłe strony internetowe w wielofunkcyjne serwisy i firma wie, jak je budować. Realizuje wiele kontraktów z grupą Renault-Nissan. Kiedyś stworzenie strony WWW dla sieci sprzedaży samochodów to były wyłącznie dane adresowe, cenniki i zdjęcia. Dzisiaj klient odwiedzający serwis dealera może skonfigurować swój wymarzony pojazd, od razu poznać jego cenę i dowiedzieć się, czy ma szansę na uzyskanie kredytu. To wymaga połączenia serwisów WWW i systemów komputerowych dealera, producenta oraz banku.
Najnowszą propozycją MakoLabu jest tak zwane „semantyczne znakowanie danych (o produktach, sklepach, itp.) w serwisach handlu elektronicznego”. Brzmi skomplikowanie, ale w rzeczywistości zasada działania jest prosta. – Komputer podłączony do internetu to nie człowiek i nie rozumie wielu rzeczy, które dla nas są oczywiste. Na przykład dla niego Zieliński to tylko ciąg znaków i nie wie, czy chodzi o Wojciecha Zielińskiego, czyli nazwisko człowieka, czy o hotel Zieliński, czyli nazwę hotelu. Trzeba mu w tym pomóc i właśnie tym się zajmujemy – tłumaczy prezes.
Ale nadawanie wyrazom znaczeń zrozumiałych dla maszyn nie jest łatwe. MakoLab blisko współpracuje z profesorem Martinem Heppem z Monachium, twórcą uznawanej przez największe firmy internetowe (na przykład Google) technologii GoodRelations. Jest to swoisty słownik dla komputerów pozwalający im rozumieć pojęcia stosowane w handlu elektronicznym. Dzięki niemu na przykład wyszukiwarki lepiej rozumieją, o co pyta internauta, co więcej, komputer klienta może rozmawiać z komputerem sprzedawcy. MakoLab wdraża GoodRelations w oprogramowaniu między innymi dla sklepów internetowych. Z rozwiązań tych korzystają już klienci z grupy Renault.
Największą jednak dumą firmy jest wprowadzenie GoodRelations do Prestashop.com. To najpopularniejsze w Europie darmowe oprogramowanie do tworzenia sklepów internetowych. Rozwiązanie opracowane przez MakoLab jest dostępne na licencji open source, a to znaczy, że można z niego korzystać za darmo. Jak więc MakoLab chce zarabiać na pomyśle? – Przede wszystkim chcemy, aby GoodRelations, w której jesteśmy specjalistami, stała się standardem. Firmy wiedzą, że trzeba dobrze znać się na technologiach open source, aby najlepiej je wykorzystać i dopasować do ich specyficznych potrzeb. Dziś każdy chce mieć inny, lepszy sklep niż jego konkurent. A wtedy skorzystają z naszych usług, bo poszło już w świat, że to MakoLab jest twórcą rozwiązania dla najpopularniejszego sklepu – tłumaczy Zieliński. Mimo że łódzka aplikacja dostępna jest dopiero od dwóch tygodni, pobrało ją już 600 osób.
MakoLab zatrudnia 80 osób, ale ciągle czeka na chętnych do pracy. Zdaniem prezesa Zielińskiego w Łodzi w najbliższym czasie nie można liczyć na lawinowy wzrost liczby informatyków. – Rozwiązaniem problemu nie będzie też drastyczne zwiększenie liczby studentów informatyki. Nie chodzi o to, żeby przyjąć ich dużo i uczyć byle jak – uważa prezes. Dlatego wszystkie firmy IT w Łodzi współpracują z uczelniami, również MakoLab. Jednak zdaniem prezesa na niektóre stanowiska programistów wcale nie potrzeba ludzi po studiach. Równie dobrze mogą tę pracę wykonywać dobrze wykształceni technicy informatycy. – Mieliśmy kilka takich osób i doskonale sobie radziły. Niestety, koncentracja na studentach zupełnie pomija obszar szkolnictwa zawodowego w strategiach rozwoju IT w regionie – ubolewa Zieliński.
Zdaniem prezesa władze miasta powinny zachować równowagę we wspieraniu firm IT i nie zapominać o tych rodzimych. – Mamy tu swoje siedziby. Tu płacimy wszystkie podatki. W odróżnieniu od zewnętrznych firm tworzących w Łodzi na przykład centra programistyczne musimy zajmować się marketingiem, sprzedażą, finansami czy zarządzaniem zgodnym z regulacjami giełdowymi. Nie mamy gdzieś w świecie centrali, która zdejmie z nas choćby część działań koniecznych do funkcjonowania firmy. Zatrudniamy więc nie tylko informatyków, ale i innych specjalistów. Korzystamy też z lokalnych podwykonawców o bardzo różnych profilach. To jest nasza wartość dodana dla miasta. Dlatego uważam, że jego władze powinny konsultować z nami decyzje dotyczące rynku IT. Chodzi przecież o to, aby Łódź była rosnącym i zróżnicowanym centrum IT, a nie o to, aby jedne firmy zastąpiły inne – mówi prezes.
Zieliński uważa, że nie powinno traktować się tworzenia miejsc pracy dla informatyków jako sposobu na rozwiązanie problemu bezrobocia w Łodzi. – Bezrobocia wśród dobrych informatyków nie ma, jest problem braku dobrych informatyków – mówi.
Źródło: Gazeta Wyborcza Łódź

Wojciech Zieliński, prezes MakoLabu