Czy łódzkie leki z chlorku z moczu podbiją Amerykę?

Łódzka Pharmena podbija Amerykę. W laboratoriach w Bostonie prowadzi badania nad innowacyjnym lekiem przeciwmiażdżycowym. Na preparat ma już ochronę patentową. Jest to pierwszy przypadek badań polskiego leku w USA.
Zaczęło się na uczelniach – naukowcy z Politechniki Łódzkiej oraz Uniwersytetu Medycznego odkryli niezwykłe właściwości chlorku 1-metylonikotynamidu. Związek znany był od lat – jest w naszym organizmie, a wydalamy go w procesie metabolicznym, czyli po prostu z moczem. Chlorek wydawał się bezużyteczny, a już na pewno nigdy wcześniej nie przypisywano mu właściwości leczniczych. Odkryli je łódzcy naukowcy. I wtedy pojawiła się myśl – może założyć firmę? W 2003 roku powstała spółka, ale jej prowadzenie naukowcy oddali w ręce profesjonalnego menedżera. Połączenie nauki z biznesem, choć pełne kompromisów, wypaliło. Pharmena zaczęła bardzo szybko być rozpoznawalna za sprawą szamponu zapobiegającego wypadaniu włosów. Dziś podbija Amerykę, badając lek przeciwmiażdżycowy – podobnie jak szampon też oparty jest na chlorku 1-metylonikotynamidu.
Joanna Blewąska:Pharmena to już znana marka, pewnie duża firma. Ile osób dziś zatrudnia?
Konrad Palka, prezes zarządu Pharmeny: – Od ostatniego razu, kiedy rozmawialiśmy, a było to chyba pięć temu, zmieniło się niewiele. Bo nie zmieniła się nasza strategia. Nadal zlecamy produkcję preparatów, magazynowanie, transport, a także księgowość i obsługę prawną. W samej centrali spółki pracuje więc tylko pięć osób. To bezpieczne rozwiązanie. Nie utrzymujemy molocha, tylko szybko i elastycznie możemy reagować na zmieniający się rynek.
I w pięć osób zaczęliście zdobywać amerykański rynek?
– Może nie do końca. W 2005 roku założyliśmy spółkę w USA i to właśnie ona prowadzi badania nad nowym lekiem. Dlaczego chcieliśmy działać tam? Po pierwsze, miażdżyca to w Ameryce wielki problem, a leków przeciwmiażdżycowych sprzedaje się tam najwięcej. To pół całego rynku światowego, którego obroty sięgają 40 miliardów dolarów rocznie. Po drugie, amerykańskie firmy farmaceutyczne są chętne, by inwestować, szczególnie, gdy pomysł uznają za dobry, rokujący, a w dodatku z lubianej przez nich branży biotechnologicznej.
Po trzecie, jeśli uda się rejestracja leku na rynku amerykańskim, który jest najbardziej wymagający na świecie, to rejestracja w innych krajach nie powinna być problemem.
Tak powstała spółka Cortria z siedzibą w Bostonie. Przed miesiącem łódzka Pharmena odkupiła udziały od amerykańskich partnerów i dziś ma całość praw do badanego leku przeciwmiażdżycowego. Wartość transakcji to 100 milionów dolarów, na razie łódzka spółka zapłaciła 1,2 miliona, resztę Amerykanie dostaną, gdy lek wejdzie na rynek.
To muszą bardzo wierzyć w sukces?
– Jak i my. Preparat jest w drugiej fazie badań klinicznych. Sprawdzany jest już na ludziach, dotychczasowe rezultaty są obiecujące.
To wszystko brzmi jak warta powielenia recepta na sukces. A ciągle przykładów współpracy nauki z biznesem i potem podbijania razem świata jest tak mało. Jak powielić dobre praktyki?
– Patentować wyniki badań. I powinny to robić uczelnie już na samym początku. Bardzo często publikowanie wyników przed złożeniem zgłoszeń patentowych przekreśla jakiekolwiek plany biznesowe. Bo jeśli pomysł był zreferowany na konferencji naukowej, usłyszała o nim grupa słuchaczy, to już żaden urząd patentowy nie przyzna ochrony. I wtedy – choćby to było światowe odkrycie – biznes się nim nie zainteresuje. Zawsze będzie obawa, że ktoś wyprodukuje to, co my, tylko taniej. A przecież bez ochrony patentowej będzie mógł to robić.
Pharmena opatentowała swoją substancję. Jest chroniona niemal na całym świecie, m.in. w Europie, USA, Australii, Chinach.
Skąd uczelnie mają brać pieniądze na patenty?
– Mogłyby działać w nich zespoły ludzi, którzy szukaliby przedsiębiorstw zainteresowanych wynikami badań. Już na tym etapie można rozpocząć współpracę, a biznes pomoże w rozwoju projektu. Polskie przedsiębiorstwa coraz chętniej szukają inspiracji na uczelniach, chcą współpracować.
A jak przekonać naukowców? Może z góry zaproponować jakiś procent udziału w przyszłych zyskach?
– Oczywiście, że przyszłe korzyści finansowe byłyby zachęcające. Może część naukowców przechodziłaby z naukowej ścieżki i wkraczała na drogę komercjalizacji. A satysfakcja będzie nie mniejsza. Bo gdy zobaczą rezultaty swych badań w sprzedaży, będą mieć powody do dumy.
Może warto pójść dalej i zachęcać już studentów. Uniwersytet medyczny tak robi, ostatnio także Politechnika Łódzka, która chce opatentować pracę dyplomową studentów, pozostawiając im udział we własności.
– Czemu nie. W świecie nowoczesnych technologii to młodzi czują się jak ryba w wodzie. Dajmy im pole do popisu. A komercyjny sukces jednego studenta może być wielką zachętą dla wszystkich pozostałych.
Ważne jednak, by uczelnie stworzyły zespoły profesjonalistów, którzy będą w stanie właściwie ocenić wartość pomysłu, czy jest dobry i warto zapłacić za jego ochronę patentową.
Źródło: Gazeta Wyborcza Łódź

Prezes Pharmeny Konrad Palka